воскресенье, 14 июня 2015 г.

Ostatnia szansa dla państwa polskiego

Dorota Wodecka

13.06.2015 01:00
A A A Drukuj

rys. Jacek Gawłowski
Nikogo nie okradłem. Rachunki należne płaciłem. Tymczasem zostałem skazany przez sąd podczas procesu, o którym przez dziewięć lat nie wiedziałem. Pier... taką sprawiedliwość wraz z jej ministerstwem



Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Z Jackiem Podsiadłą rozmawia Dorota Wodecka

Jacek Podsiadło - ur. w 1964 r. w Szewnie koło Ostrowca Świętokrzyskiego. Poeta, prozaik, tłumacz i dziennikarz - prowadzi w internecie własne Domowe Radio "Studnia". Trzykrotnie nominowany do Nike. Za całokształt twórczości uhonorowany w tym roku nagrodą Silesius

DOROTA WODECKA: Znów pan wyhodował długie dredy.

JACEK PODSIADŁO: Będziemy rozmawiać o fryzurach, nie o nagrodzie za moją wiekopomną twórczość poetycką?

Zwykle, jeśli ktoś pyta, dlaczego mam takie włosy, a ja nie chcę być bardzo niemiły, odpowiadam: "Bo lubię", i zmieniam temat. I to jest prawda. Dopiero gdybym chciał odpowiedzieć, dlaczego lubię akurat kudły, to przypomniałoby mi się co najmniej z dziesięć powodów. Jeden mogę podać. Kudły nie pozwalają mi zapomnieć, w jakim świecie żyję.

Rozwinie pan?

- Nie podobam się mężczyznom. Począwszy od lat 80. ubiegłego stulecia, kiedy milicja spisywała ludzi "za wygląd", a skończywszy na niedawnej przeprowadzce, kiedy byłem nowy "na dzielni" i wcześniej czy później musiałem usłyszeć od miejscowej żulerki: "Te, chuju, Bobie Marleyu jebany", i jakoś ułożyć sobie z tą żulerką stosunki dyplomatyczne.

Ale policja na pana włosy już uwagi nie zwraca.

- Zwraca w trochę inny sposób niż kiedyś. Chodzę po ziemi ponad pół wieku. Nie licząc kontaktów z drogówką, kilkadziesiąt razy miałem do czynienia z milicją lub policją. Z wyjątkiem dwóch przypadków, kontakty te cechowała daleko posunięta nieuprzejmość ze strony stróżów prawa, sporadycznie nabierająca nawet cech tzw. wpierdolu.

Co jakiś czas opinia publiczna bardzo się dziwi, że gdzieś tam funkcjonariusze nadużyli uprawnień, np. teraz się dowiadujemy, że w olsztyńskim komisariacie torturowano niewinnego chłopaka, a w komisariacie w Kutnie facet podejrzany o kradzież dostał dwie kule w głowę. Dariusz Loranty i Mariusz Sokołowski [rzecznicy prasowi] znów mają swoje pięć minut na utwierdzenie opinii publicznej w przekonaniu, że policja nie torturuje i nie zabija, a jeśli już, to sporadycznie i z nadmiaru profesjonalizmu. A ja wiem, że jest inaczej, że fundamentem policji jest nie profesjonalizm, tylko nieudacznictwo i psychopatia. A wiem to także dzięki moim kudłom, bo nie przypadkiem np. kiedy opolscy pseudokomandosi wieźli mnie na podłodze radiowozu z włosami przydeptanymi buciorem, wśród obelg było: "Leżeć, hifiarzu!". Na pewno na szkoleniu z subkultur magister kapitan ich pouczył, że dreadlocki to marihuana, marihuana to narkotyk, narkotyki to strzykawki, a strzykawki to HIV.

Na podłodze? Komandosi?

- Długa historia. Na głównym deptaku Opola czterech zakapiorów zbierało pieniądze na chore dzieci. Ponieważ ich gęby mówiły same za siebie, prawie nikt im nie wrzucał do skarbonek, więc stawali się coraz bardziej nachalni. Brak jałmużny skomentowali za moim plecami, że "rastamani" skąpią pieniędzy dla biednych dzieci. Ponieważ nie zwykłem odmawiać, kiedy ktoś chce ze mną porozmawiać, po chwili dostałem bęcki. Miejsce było ruchliwe i jacyś przechodnie zaczęli się naradzać, czy nie wezwać policji. No to zakapiory poszły po rozum do głowy i same zadzwoniły, że kwestują na biedne dzieci, a jakiś dziwny człowiek, może nawet narkoman, rzucił się na nich, próbując wydrzeć skarbonkę. I przyjechali tacy ubrani na czarno.

Stanąłem przed kolegium oskarżony o napaść. Ale kolegium miało problem, bo mój świadek się stawił, a czterech zakapiorów nie i wyszło na jaw, że w ogóle nie mieli prawa zbierać pieniędzy i nic ich nie łączyło z chorymi dziećmi, tylko prawdopodobnie dali w łapę urzędasowi od zezwoleń na kwestowanie, toteż natychmiast czmychnęli z Opola i szukaj wiatru w polu.

Nasz kraj ignoruje ważne zalecenia Europejskiego Komitetu ds. Zapobiegania Torturom. Ciągle nierozwiązany jest problem pobić przez policję. Raport: Policja w Polsce bije i to ukrywa


Pan ma ciągle jakieś koszmarne kłopoty.

- W PRL-u albo w dzisiejszej Rosji dostałbym tak, że prościutko z komisariatu sam bym poleciał do fryzjera. Ale w odróżnieniu od niewinnego z Olsztyna należę do kasty uprzywilejowanych, zawsze mam asa w rękawie i to ja decyduję, kiedy zaczynam krzyczeć: "Obywatelu poruczniku, bije pan wybitnego pisarza!", albo: "Ręka, którą pan wykręca, napisała wiersze warte sto tysięcy złotych!". Mam też mimo wszystko satysfakcję, kiedy uda mi się oczyścić miasto z wyłudzaczy pieniędzy albo pokonać państwową machinę niesprawiedliwości lub paru bandziorów naraz, choć trochę żal, że pokonuję ich inteligencją, a nie w walce wręcz.

No, w każdym razie doceniam, że włosy są jednym z moich testów na prawdziwe oblicze tzw. demokracji.

Dlaczego "tak zwanej"?

- Bo demokracja to władza ludu, a władza należy dziś do polityków tyle mających wspólnego z ludem, ile krwiopijca z żywicielem. Głównym narzędziem uprzedmiotowienia człowieka nie jest jawna, brutalna represja, w każdym razie nie od niej się zaczyna. Na początku są różne rodzaje standaryzacji: uniformizacja, formatowanie, numerowanie. I dopiero jak ktoś nie przejdzie pozytywnie przez tę "preselekcję", jeśli ma w sobie coś wyjątkowego, np. dziwne włosy, numer złożony z samych siódemek albo imię i nazwisko takie samo jak ktoś inny, system bierze go na cel. Sam system, nie żaden zły generał w czarnych okularach czy policjant z pałą, który ewentualnie może przyjść później. Państwo jest tak zaprogramowane, że im więcej masz cech nietypowych, im bardziej nie pasujesz do ramek, tym bardziej ono jest opresyjne.

To pan musi tej opresji doświadczać permanentnie.

- A owszem. Dowiedziałem się niedawno, że osiem lat temu zostałem skazany prawomocnym wyrokiem sądowym za niezapłacenie rachunków telefonicznych, które zapłaciłem czternaście lat temu.

Z powodu pomyłki ma pan wyrok?!

- O ile pomyłka celowa nadal jest pomyłką. Sprawa jest z pozoru prosta: w 2001 roku używałem telefonu i płaciłem za niego rachunki, podobnie jak wielu innych moich rodaków. Ale system stworzony z myślą nie o mnie, tylko o przestępcach i windykatorach, wyłapał u mnie coś nietypowego. Na 99 proc. chodzi o to, że od 20 lat korzystam ze skrytki pocztowej jako adresu do korespondencji.

I co z tego?

- Istnieje i świetnie funkcjonuje bardzo skomplikowana sieć przepisów, która nie tylko umożliwia działającym wspólnie i w porozumieniu windykatorowi, sądowi i urzędowi skarbowemu okradzenie człowieka, ale wręcz zabrania im poinformowania go o tym, by nie mógł zaprotestować - wystarczy, że człowiek korzysta ze skrytki pocztowej jak ja. Działa to tak: windykator pozywa mnie do sądu i podaje sądowi adres, o którym wie, że mnie pod nim nie ma, a w każdym razie, że nie odbieram tam korespondencji.

Nie odbiera pan korespondencji ze skrytki? Przecież wysłałam panu książkę i doszła.

- To jest mój adres korespondencyjny, on też widnieje na umowie z Polkomtelem z 2001 r. Opłacam na poczcie tzw. usługę dosyłania i na ten adres korespondencyjny są mi też od dawna przesyłane listy, jeśli przyjdą na byłe miejsce zamieszkania. Ale z jakichś powodów poczcie nie wolno dosyłać w ten sposób korespondencji z sądu. Nie wiedziałem o tym, za to windykatorek wiedział. Zatem to na ten stary adres zamieszkania sąd wysyła mi wezwanie na rozprawę, a ponieważ mnie pod tym adresem nie ma, poczta zaś pism sądowych nie dosyła, nic nie wiem o tym wezwaniu. Wtedy sąd ustanawia dla mnie - he, he, he - kuratora. I odbywa się rozprawa sądowa, podczas której sąd skazuje mnie na zapłacenie rachunku, który zapłaciłem czternaście lat temu, do tego dolicza mi różne takie drobiazgi jak odsetki ustawowe, siedem stów za koszty procesu i sześć stów jako koszty "zastępstwa procesowego" - nie wiem, co to jest, ale pewnie chodzi o kuratorka, który pierdział w stołek podczas rozprawy. Tę kasę trzeba mi ukraść, ale nie można się zdradzić, że zna się mój adres. Na szczęście jest system, do którego można wprowadzić moje dane. A system zadziała perfekcyjnie: zlokalizuje mnie w Opolu, ale mnie nie powiadomi, za to wskaże odpowiedniego komornika, komornik zlokalizuje mój urząd skarbowy, urząd skarbowy wskaże komornikowi numer mojego konta i jesteśmy w domu. Nie uwierzy mi pani, ale do dzisiaj nie udało mi się wyprosić informacji, powtarzam: informacji, o tzw. zajęciu komorniczym ani w urzędzie skarbowym, ani w banku PKO BP! Ja bym w ogóle nie wiedział ani że jestem skazany prawomocnym wyrokiem, ani że urząd skarbowy mnie okrada, ani że na koncie bankowym mam komornika.

Ale pan wie.

- Przypadkiem się dowiedziałem, że na adres, pod którym mnie nie ma, było jakieś pismo z urzędu skarbowego, więc się zainteresowałem i tylko prywatnie, nieoficjalnymi kanałami wydobyłem z urzędu skarbowego informację, o co z grubsza chodzi. Domyślam się, że istnieje przepis zabraniający urzędowi skarbowemu udzielenia mi takiej informacji. Podejrzewam ten, który mówi, że nieodebraną przez podatnika korespondencję uważa się za doręczoną. Podkreślam: nie "traktuje się jak" doręczoną, ale "uważa się za" doręczoną. Prawdopodobnie w myśl prawa korespondencja, której mi nie doręczono, została mi doręczona, dlatego urząd nie ma prawnych podstaw do ponownego udostępniania mi informacji, która została mi doręczona na piśmie, aczkolwiek było to doręczenie polegające na niedoręczeniu.

Jedynie w działaniu banku wyszło na jaw coś, jakby luka w systemie, ale pani kierownik Beata Gądek z oddziału PKO BP w Opolu załatała ją chałupniczo. Bo bank nie poinformował mnie o zajętości komorniczej, czy jak to się tam nazywa, ale zacząłem coś podejrzewać, więc pofatygowałem się do banku i pytam. A wtedy pani kierownik Gądek prosi mnie o zadanie tego pytania na piśmie, wręcza mi wizytówkę i mówi, że może być mailem. No to wracam do domu i piszę do niej mail z zapytaniem, czy na moim koncie siedzi albo siedział komornik. Mija kilka miesięcy i dzwonię do pani kierownik Gądek z zapytaniem, dlaczego nie dostałem odpowiedzi na moje zapytanie. Wtedy ona sprawdza swój system i mówi, że nie dostała zapytania, i prosi o ponowne przesłanie go. Wtedy ja się lekko wkurwiam i zaczynam drążyć temat i wtedy okazuje się, że pani kierownik Gądek dała mi wizytówkę z literówką w adresie elektronicznym. Wtedy ja ponownie zwracam się z zapytaniem, już na prawidłowy adres, bez literówki. Wtedy pani kierownik Gądek odpowiada mi pisemnie, że udzielenie mi takiej informacji wymaga opłaty w wysokości dwudziestu złotych i czy ja się zgadzam ją uiścić.

Jedna firma i jedno życie. Przez naliczony przed laty podatek stracili przedsiębiorstwo, dom i cały majątek. Po 18 latach walki z sądami i fiskusem współwłaścicielka firmy popełniła samobójstwo


Stop!

- Tak, widzę, jakim wzrokiem pani na mnie patrzy. Ja też się uważałem za paranoika, jak ta bohaterka z kryminału Agathy Christie ze zniknięciem starszej pani w pociągu, kiedy cały pociąg twierdził, że nie było tu żadnej starszej pani. Ale potem bohaterka znalazła napis na szybie uczyniony ręką starszej pani i ja też mam takie napisy na szybie: mam wizytówkę pani kierownik z błędem, nagrania rozmów telefonicznych i korespondencję z urzędem skarbowym, w której zapytuję, dlaczego urząd wysyła do mnie pisma na błędny adres, a urząd odpowiada mi, że w związku z moim zapytaniem informuje mnie, że wprowadził do systemu mój właściwy adres i żebym się nie martwił. Mam też pismo od samej przewodniczącej sądu w Nidzicy, bo jak się dowiedziałem, że jestem skazany przez sąd w Nidzicy, w której nigdy nie byłem, to napisałem do tego sądu długie pismo, w którym wyjaśniłem, jak bardzo jestem niewinny, i pytałem, na jakiej podstawie mnie skazano. Muszę zacytować dwa pierwsze zdania odpowiedzi.

My o poezji mamy rozmawiać!

- To właśnie będzie poezja, tylko trochę awangardowa! Przewodnicząca sądu w Nidzicy Elżbieta Gembicka, ta sama, która wydała na mnie wyrok parę lat wcześniej, napisała niesłusznie skazanemu przez siebie człowiekowi: "Uprzejmie informuję, iż na skutek pozwu wniesionego przez powoda Agis sp. z o.o. w Nidzicy, która na podstawie umowy cesji nabyła wierzytelność od Kancelarii Auctus sp. z o.o., która z kolei nabyła ją od Polkomtel S.A. z siedzibą w Warszawie, wszczęto postępowanie w postępowaniu upominawczym o zapłatę kwoty 3796,89 zł od pozwanego Jacka Podsiadło. Jako podstawę wytoczenia powództwa przed Sądem Rejonowym w Nidzicy powód podał art. 34 kpc i 488 kpc, zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z dnia 14 lutego 2002 roku/ OSNC2002/11/31, jako siedzibę nabywcy wierzytelności".

Nic nie rozumiem.

- Wykorzystywanie przez wymiar sprawiedliwości bełkotu prawniczego to byłby w ogóle temat na osobną rozmowę, w każdym razie system używa go tak samo, jak używa się gwar przestępczych: jako języka dla wtajemniczonych. Proszę sobie wyobrazić, że jestem bezradnym staruszkiem ze wsi cierpiącym na sklerozę: jak mogę polemizować z Sądem Najwyższym i z argumentem mówiącym mi, że OSNC2002/11/31? Umarł w butach! Ale tu znów wychodzi ze mnie pewna nietypowość: w odróżnieniu od większości Polaków bardzo dobrze rozumiem język polski. Nawet z bełkotu potrafię wyłowić jego sens. I wiem, bez zaglądania do paragrafów, co przewodnicząca Gembicka mi napisała. Otóż poinformowała mnie, że zostałem skazany za to, że windykatorek wskazał jako swoją własną siedzibę dwa artykuły kodeksu postępowania cywilnego. No tak, skróćmy te zdania, a wyłuskamy z nich sens: sąd wszczął postępowanie w postępowaniu upominawczym na podstawie dwóch artykułów kpc wskazanych przez nabywcę wierzytelności jako jego siedziba.

Przepraszam, dalej nie rozumiem. Ale sprawa się chyba przedawniła.

- Przedawniła się, lecz sąd o tym nie wiedział.

Jak to nie wiedział?

- Widzę, że zaczyna pani dostrzegać, że coś tu nie gra. Ale pani chyba wciąż myśli, że coś nie gra w mojej sprawie, a to nie gra w całym prawie. Przypominam, że prawo zostało stworzone z myślą o przestępcach, a przestępca mógłby wykorzystać fakt przedawnienia do własnych interesów. Dlatego prawo należało uściślić, uszczelnić. Przestępstwo, którego nie popełniłem w 2001 roku, przedawnia się, z tego co wiem, po trzech latach. Sędzia Gembicka skazała mnie w roku 2007. Czy istnieje prawo, które nakładałoby na sędzię Gembicką obowiązek wiedzy, że 2007 minus 2001 daje więcej niż trzy? Nie ma takiego prawa. Sędzia jest od sądzenia, a nie rozwiązywania zagadek matematycznych. A czy istnieje prawo, które nakładałoby obowiązek takiej wiedzy na reprezentującego przed sądem moje interesy mojego kuratora? Też nie. Zgodnie z prawem, żeby sprawę uznać za przedawnioną, to ja musiałbym się stawić przed sądem i powiedzieć: "Dzień dobry, sprawa się przedawniła". Sędzia Gembicka powiedziałaby wtedy: "Ojejku, rzeczywiście" - i na tym by się skończyło.

Co pan zrobi z prawomocnym wyrokiem?

- Wydawało mi się, że spotkała mnie niesprawiedliwość, więc jak pierwszy naiwniak opisałem sprawę w piśmie do ministra sprawiedliwości. Potem napisałem do rzecznika praw obywatelskich, bo dowiedziałem się, że Irena Lipowicz, podobnie jak jej poprzednicy, wielokrotnie zwracała ministrowi sprawiedliwości uwagę na powtarzające się sytuacje, kiedy tzw. powód pozywa przed sąd kogoś, kogo nieprawdziwy adres wskazuje sądowi, po czym sąd wydaje wyrok zaoczny, a po nadaniu mu tzw. klauzuli wykonalności powód w cudowny sposób ustala prawdziwy adres pozwanego, jego majątek itd.

Odpisali?

- Biuro ministra odpisało, że to nie jego sprawa, bo sądy są - he, he, he - niezawisłe, a "kontrola orzeczeń sądowych możliwa jest jedynie w drodze prawnych środków odwoławczych wnoszonych w terminie i w sposób przewidziany przepisami prawa". I że "organem właściwym" jest prezes sądu, więc biuro przekazuje moją sprawę prezesowi sądu w Olsztynie i żebym oczekiwał odpowiedzi od niego. I tak czekam od sierpnia ubiegłego roku.

A biuro rzecznika odpisało, że po pierwsze, rzecznik nie zajmuje się "relacjami między podmiotami prywatnymi", po drugie, "nie może naruszać niezawisłości sędziowskiej" - he, he, he - a po trzecie, rzecznik może mi pomóc dopiero wtedy, kiedy wyczerpię wszystkie przysługujące mi środki działania.

Tu nie wiem, o jakie środki chodzi, ale w zakończeniu swego niezwykłego, cytowanego już pisma sędzia Gembicka napisała mi, jak mogę się z tymi środkami zapoznać: "Jeśli nie satysfakcjonują Pana powyższe wyjaśnienia, można skorzystać z pomocy prawnej u profesjonalnych pełnomocników celem podjęcia kroków w celu wzruszenia zapadłego prawomocnego wyroku".

I co teraz?

- Jak to co? Pierdolę taką sprawiedliwość wraz z jej ministerstwem! I proszę mi nie wykropkowywać tego słowa.

To tylko akt wzajemności, bo znalazłem na stronie rzecznika praw obywatelskich odpowiedź Ministerstwa Sprawiedliwości na jego alarmy: "Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości podtrzymał stanowisko wyrażone w pismach Ministra Sprawiedliwości z dnia 25 czerwca 2009 r. i 26 sierpnia 2009 r. będących odpowiedziami na wcześniejsze wystąpienia Rzecznika w przedmiotowej sprawie. System środków obrony przysługujących stronie postępowania cywilnego w razie doręczenia orzeczenia na niewłaściwy adres jest w pełni wystarczający. Pogląd taki prezentuje także działająca przy Ministrze Sprawiedliwości Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego". Czyli Ministerstwo Sprawiedliwości pierdoli takich jak ja i ich problemy, a że używa eufemizmów, to nie znaczy, że ja też muszę. Bo nie wiem, czy pani już ogarnia całokształt sytuacji, w jakiej się znalazłem.

Nikogo nie okradłem. Rachunki należne płaciłem. Tymczasem zostałem skazany przez sąd podczas procesu, o którym przez dziewięć lat nie wiedziałem, mimo że przed tym procesem wystarczyło wpisać w Google'a moje imię i nazwisko, a wyskakiwały setki stron, i już na pierwszych z nich podany był mój adres, zarówno mailowy, jak i taki tradycyjny, również adresy moich wydawców i innych pracodawców, przez których bez problemu można było się ze mną skontaktować. Dopiero po latach dowiedziałem się o tym wyroku, i to tylko dzięki własnym dociekaniom, nikt mnie o nim nie chciał oficjalnie zawiadomić nawet wtedy, kiedy tego żądałem! W efekcie muszę zapłacić nie tylko fikcyjny dług, który spuchł przez lata, ale też moim zaocznym reprezentantom za to, że nie działali w moim interesie i w interesie prawa, choć mieli taki obowiązek. Jeśli zaś nie godzę się na taką niesprawiedliwość, muszę zatrudnić profesjonalnego prawnika. Nawet gdybym chciał, to nie mógłbym, bo za prowadzenie sprawy podważenia prawomocnego wyroku musiałbym bulić miesiącami grubą kasę, a kasy już mnie pozbawiono, bo nie tylko urząd skarbowy ukradł mi pieniądze, ale też komornik odciął mnie od wszystkich nielicznych źródeł dochodu, porozsyłał pisma pod wszystkie adresy, jakie dostał od urzędu skarbowego, że gdybym tam coś zarobił, to mają kasę przekazywać jemu, zresztą i tak wlazł mi na konto. I od roku moje życie się sypie, dzieci głodne, depresja, niezdolność do pracy, bo trudno pisać wiersze albo prowadzić radio, kiedy ma się na głowie etat związany z tą kołomyją bezsensownych korespondencji z idiotami, przegryzaniem się przez niezliczone paragrafy itp.

Dzięki Bogu, że pan dostanie nagrodę. 100 tysięcy!

- A gdybym jej nie dostał? A gdybym był tamtym bezradnym staruszkiem ze sklerozą? Dlatego bardzo się cieszę, że mogę o tym opowiedzieć i rzecz upublicznić. Bo jestem poetą i nie mam zamiaru spędzić reszty życia na udowadnianiu, że płacę rachunki telefoniczne. Ale wspaniałomyślnie dam państwu polskiemu jeszcze jedną szansę. Jeśli teraz się zgłosi jakiś "organ właściwy", dam mu możliwość naprawienia szkód. Będzie z tym trochę roboty, bo trzeba będzie ukarać niezawisłych sędziów, napisać mnóstwo przeprosin i wyjaśnień dla ludzi ze świata kultury, wobec których komornik mnie zniesławił itp. A jeśli państwo polskie ostatecznie mnie oleje, to podobnie jak Ministerstwo Sprawiedliwości może liczyć na wzajemność.

Pan wierzy, że "państwo polskie" pana wysłucha i zatrzęsie biurokratycznym kolosem?

- Wysłuchać mnie musi. Być może zatrzęsie się samo, natomiast ja nim nie wstrząsnę, bo nie mam natury buntownika społecznego. Choć uważam je za twór podły i wstrętny, nie walczę z państwem. Jeśli obywateli bawią te igrzyska raz na cztery lata i wyścigi, kto jest głupszy: pan Pomidor czy pan Burak, to proszę bardzo, życzę dobrej zabawy, nie moja działka. Ja tymczasem wiersze będę pisał, czasem sobie powtórzę za Słonimskim: "Bardzo proszę pamiętać, że ja byłem przeciw", i tyle. Ale ponieważ państwo jest totalne, nie pozwala tak po prostu pisać wierszy i płacić rachunków telefonicznych. Cały system prawny, ta przerażająca ilość regulacji obowiązujących każdego, powstała z myślą nie o poetach, tylko o złoczyńcach i idiotach. I ktoś, kto złoczyńcą nie jest, na każdym kroku musi to udowadniać, a ktoś, kto nie jest idiotą, musi udawać, że jest. Oczywiście totalitaryzm kiedyś i totalitaryzm dzisiaj to nie jest to samo. Mamy więcej swobody, a mechanizmy totalnej machiny są lepiej poukrywane, ze zniewolenia często sami sobie nie zdajemy sprawy. Opresyjność i totalitarność polegają też na tym, że wdzierają się wszędzie, nie zostawiają żadnych nisz, w których można normalnie żyć i działać.

Sześć lat temu rozmawialiśmy o pieniądzach. Wylali pana z roboty, czym pan się specjalnie nie przejął. Ani tym, że ma 175 zł na miesiąc, bo zawsze wpadała niespodziewanie jakaś kasa. Przez te pięć lat tak to działało, że miał pan nóż na gardle, a los dawał?

- Mówiliśmy o stałych dochodach, które obecnie wynoszą u mnie zero, a to, z czego żyję, to dochody niestałe, kasa z nieba. W tym względzie nic się u mnie nie zmieniło. Dowiedziałem się za to, że nie jestem sam. Ostatnio rozmawiałem z dwojgiem pisarzy, którzy mimochodem wyznali mi to samo: że gdyby nie nagrody, które od czasu do czasu dostają, to nie wiedzą, jak by związali koniec z końcem. I nie są to żadni outsiderzy mojego pokroju, tylko pisarze dostojni, uznani, z papierami, poza pisaniem przez całe życie pracujący na naukowych albo innych etatach.

A pamięta pani, jak Robert Brylewski ogłosił w sieci, że nie ma na śniadanie? Robert Brylewski! Jakbym był ministrem kultury w tym czasie, to chyba bym od razu samobója strzelił. Ale minister Zdrojewski wolał się zajmować mózgojebstwem w rodzaju zmuszania prywatnych rozgłośni radiowych do puszczania polskich piosenek w ilości określonej procentowo.

Napisałeś książkę? Pożyjesz 100 dni. Z czego utrzymują się pisarze


Zdaje się jednak, że teraz nóż był. No bo komornik i założenie wydawnictwa.

- To są sytuacje, kiedy do gardła jeszcze daleko. Brak pieniędzy na rozkręcenie jakiegoś biznesiku to nie to samo, co brak pieniędzy na chleb.

Przez całe życie nie chciało mi się chodzić do pracy i zostałem poetą, czyli chałupniczym wytwórcą dóbr, którymi zainteresowanych jest 500 osób, i liczba ta ciągle spada, więc nie mam do nikogo pretensji, że nie zarabiam kroci. Ale pretensje się zaczynają, kiedy z tego mojego byle czego się mnie okrada.

Artysta jest bytem, którego nowoczesne państwo nie przewidziało, który stoi w sprzeczności ze skomplikowanym systemem uregulowań, bo sam w sobie jest nieuregulowany, wręcz bierze się ze swoistego rozregulowania. Co jakiś czas wychodzi szydło z worka: Krzysztof Krawczyk daje ogłoszenie, że poszukuje świadków potwierdzających, iż był słowikiem PRL-u, bo chce dostać emeryturę, Krystyna Janda ogłasza, że nie rozumie treści rachunków, które opłaca, pisarka, której nazwiska nie pamiętam, płacze, że dostała siedem tysięcy za półtora roku pracy itd. To dopiero pół biedy, akurat ci artyści nie zginą, państwo im pomoże.

Kawafis sto lat temu przepięknie podzielił ludzi na tych, którzy w godzinie próby mówią światu "wielkie Tak" albo "wielkie Nie" i potem już tylko to "tak" lub "nie" powtarzają. Państwo stwarza dla artystów zastępcze formy, za przeproszeniem, zaspokajania ich potrzeb i ci, którzy powiedzieli "tak", świetnie sobie poradzą: będą dostawali stypendia, dotacje, nagrody, polecą za granicę za dobre honorarium, wystąpią w telewizji, zostaną członkami ZAiKS-u i moje tantiemy pójdą na ich konto z tytułu jakiejśtam martwej ręki albo obumarłej nogi.

"Od razu widać, kto z nich w sobie ma gotowe Tak. Wypowiedziawszy je, coraz wyżej się wspina. Wzrasta i w ludzkiej czci, i w zaufaniu do samego siebie".

- Rzecz jasna, podział Kawafisa przeprowadzony jest grubą kreską i, jak to u wielkiego poety, uczyniony w duchu wyrozumiałości. Kawafis nie mówi, że to źle, że ktoś zyskuje cześć, uznanie i stypendium. Ale trzeba pamiętać, że są artyści, którzy do koryta ze stypendiami i dotacjami się nie dopchają, bo ani nie chcą, ani nie potrafiliby, gdyby chcieli. Bo np. trzeba, żeby się po stypendium zgłosili albo żeby ktoś ich zgłosił.

Dlaczego pan nie chciał na "Tak"? Byłby spokój.

- "Ten, kto powiedział Nie - nie żałuje. Gdyby zapytali go, czy chce je odwołać, nie odwoła. Ale właśnie to Nie - to słuszne Nie - na całe życie go grzebie".

No to rzeczywiście musi pan uważać.

- Już widzę te komentarze pod naszą rozmową: za 100 tys. zł to ja też się dam pogrzebać. Ale nie jest to już kwestia wyborów, bo wybór został dokonany raz a dobrze. Tak, to raczej zrosło się z moją naturą. W tej luźnej facebookowej wypowiedzi Brylewskiego, która jednak stała się jakimś minimanifestem, najbardziej mnie zasmuciło to, że zatytułował ją "Nie idź tą drogą". To autocytat, bo w jednej z piosenek śpiewał: "Nie idź tą drogą, którą idą wszyscy, nie idź tą drogą, popatrz, jak oni na tym wyszli". Czyli pożałował swojego wyboru, za przeproszeniem, "drogi życiowej". Ja nigdy nie żałowałem i uważam, że wolnością i niezależnością można się obżerać jak kartoflami.

Powiedział pan, że brak pieniędzy pozwala być panu lepszym człowiekiem.

- Toż to dość banalna prawda, a już o poetach to w szczególności wiadomo, że bieda im zawsze sprzyjała. Potwierdzają ją autorytety naukowe, mądrości ludowe, przesłania biblijne. Pieniądze szczęścia nie dają. Syty głodnego nie zrozumie. Błogosławieni ubodzy itd.

I jak pan to błogosławieństwo rozumie?

- Jako wyzwolenie. Wolność ducha. O ile pamiętam, Biblia mówi tak: "Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie". Niedawno przypomniało mi się, że w dzieciństwie rozumiałem tekst kolędy "Bo uboga była" jako "Bo u Boga była", więc zainteresowałem się etymologią słowa "ubogi". I dowiedziałem się przy okazji, że biblijni "ubodzy duchem" to nie matołki, jak dziś rozumiemy takie wyrażenie, tylko ludzie wyzbyci pragnienia posiadania, ówcześnie określano tak też żebraków. Rozumiem, że według Biblii tacy łatwiej trafią do nieba. Niedawno przekręciłem to zdanie, napisałem w pewnym opowiadaniu: "Błogosławieni ubodzy, albowiem ich królestwo jest niebieskie". Już, teraz, tutaj! Najszczęśliwszymi z ludzi, których znam, są ci, którzy nie mają za dużo.

Z banałów to jeszcze mogę przypomnieć, że w dobrobycie człowiek gnuśnieje. Pieniądze pomagają funkcjonować w podróbce świata stworzonej z myślą o ludziach je mających, lecz doskonale izolują człowieka od prawdziwego świata. Próbujemy z ich pomocą uniknąć tzw. problemów życia codziennego, a unikamy samego życia. Bronią nas od złego, ale od dobrego też. Bohaterowie mojej prozy sporo podróżują, a nie ma co kryć, że mają swoje pierwowzory w rzeczywistości. I jak jadą sobie gdzieś, mając akurat kasę na obiad w restauracji i na nocleg w hotelu, to w ich życiu i w mojej fabule nic się nie klei. Dialogi niedobre itd. Ale kiedy jadą bez grosza do Bratysławy i szukają miejsca na nocleg pod gołym niebem, to jedyny nadający się do spania park miejski okazuje się terenem krematorium. Życie staje się bardzo ciekawe. Bohaterowie stają przed licznymi dylematami rozmaitej natury. Albo jedziemy sobie z synem na rowerkach do Rumunii i z powrotem. Człowiek na rowerze pije dużo wody, kilka butli dziennie. Ale dopiero wtedy, kiedy kasa mu się kończy i wdraża plan oszczędnościowy, odkrywa, że zamiast kupować wodę w sklepach, może ją brać od ludzi, ze studni i z kranów. Nagle zawiera liczne przyjaźnie. Wszyscy pragną go bliżej poznać, ugościć, napić się z nim wina. Samo życie.

Muszę zapytać pana o sukces.

- Jestem bardzo szczęśliwy, że mi przyznano nagrodę, jednak o tyle trudno mi o niej mówić w kategorii sukcesu, że to pierwsza nagroda od czasu, jak nagrodził mnie Miłosz 15 lat temu. I to by znaczyło, że co, że przez 15 lat ponosiłem klęski? Z tym się nie zgadzam. Sukces to osiągnięcie czegoś, o czym się marzyło, do czego się dążyło i z czego jest się dumnym, tak? W takim razie Silesius jest takim samym sukcesem jak wygrana w totolotka. Dostaję go za całą swoją twórczość poetycką i nie jest tak, że przez 15 lat uważałem tę twórczość za bazgroły, a teraz odniosłem sukces i dowiedziałem się, że były to utwory genialne. Wartość poezji trudno zmierzyć i każdemu dobremu poecie można przyznać nagrodę i żadnemu też ona się nie należy. Przez 15 lat z nikim się nie ścigałem, z nikim nie przegrałem i teraz z nikim nie wygrałem.

Kilka dni po Silesiusie dostałem inną nagrodę, Kamień, też za całokształt twórczości poetyckiej. Związałem się ostatnio, za sprawą Pawła Próchniaka, z lubelską Bramą Grodzką i organizowanym przez nią festiwalem Miasto Poezji, na którym ten Kamień się wręcza. Nagrywam dla Bramy rozmowy z poetami, tam wydałem swój ostatni tomik, tam co roku jeżdżę robić radiową transmisję z festiwalu i w ogóle coraz bardziej czuję się tam jak w domu. I siłą rzeczy przyglądam się też temu Kamieniowi, ale bardziej jak widz czy czytelnik niż poeta.

I co pan widzi po drugiej stronie? Jakie są pożytki dla społeczeństwa z posiadania poety?

- Nie, nie. Niczego o mnie nie ma w konstytucji i ja nie wiem nic o społeczeństwie. Poetów nie słucha społeczeństwo - pięćset osób z czterdziestu milionów, ile to będzie promili? Jakieś wyrzutki w każdym razie. W tym Lublinie nie dają poecie stu tysięcy, ale na różne sposoby zmuszają do przyjrzenia się jemu i jego twórczości: piszą o nim, dyskutują, uwieczniają jego wiersz na ścianie budynku, taki ogromny mural, zakładają mu stronę internetową I ja tam np. zobaczyłem na nowo i dużo wyraźniej Piotra Matywieckiego, poetę znanego, którego od dawna czytałem, a przynajmniej czytywałem, albo dostrzegłem rys wielkości w postaci Marcina Świetlickiego, który wcześniej był dla mnie Świetlikiem, Świetluchem, kolegą pokoleniowym, no, może nawet nie bardzo antypatycznym, ale nigdy wcześniej nie nazwałbym go wielkim poetą. A tak naprawdę to chyba nie ma większej nagrody dla poety, niż być uważnie czytanym. Ani lepszego pomnika niż wiersz, goły wiersz.

- статья , опубликованная  в польской газете : "Газета выборча" для 14 июня 2015 года.
К ней также комментарии. Газета сама по себе эта - рупор проамериканского сегодня и тогда бывшего деятелея независимого профсоюзного объединения - солидарность, которое то объединение было в польше в 80- х годах прошлого столетия. Все тогда закончилось введением военного положения
в польше, а ввел его генерал армии Войчех Ярузельский, которого до самой его смерти уже в десятых годах  нашего столетия, "новая власть" в "новой польше"  судила и бодала за именно введение военного положения тогда в конце декабря 1981 -ого года и тем самым довела до смерти.  

В статье этой, совершенно исключительной для этой тряпки -газеты,  публикуется репортаж - разговор с  польским поэтом из города ольштына, что в северо-восточной польше, который то поэт описывает маразм и  катастрофу  того состояния государства и права в этом государстве, которое сегодня существует в польше, когда весь строй и все законодательные акта  привязаны к американской  теории - "правда, это то, что хорошо для  власти", в первую очередь для власти в сша, конечно. При этой "модели развития", аппарат права и чиновников настолько  оторван от реальности и от даже  и от законодателььства, настолько их действия криминальны и неадекватны,  насколько весь этот мнимый хаос  совершенно четко и реально  направлен на выбивание денег из населения, обворовывания населения, четкого лишения населения вообще всяких человеческих прав! Автор . поэт из ольштына описывает свои хождения по мукам,  описывает, как государство лишило его всего, оставило без средств к существованию, лишило его и его детей последнего куска хлеба. И тут вдруг ему присудили награду за его стихи!
Поэт Яцек Подсядло  является одним из  последних независимых поэтов польши.....
Его рассказ о правосудии в польше  вот уже от более 30 лет является  самым в себе  произведением, которое лучше даже романа "Замок" Кафки.
Мы живем в предверии новой фашизации европы, всей европы, когда опять свет приходит с востока....... и придет с востока!!!

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu



    Komentarze (49)
    Zaloguj się   



    • big_gadu
       
      Oceniono 186 razy 162  

      Gość q-rwa ma rację !

      Państwo, sejm i sąd ma szarego obywatela w dupie !

      Nie odebrał pisma, adres nieważny - sąd elektroniczny wydał wyrok i komornik cię goni,

      a obywatelu - konstytucja i sąd najwyższy mają ciebie w dupie,

      nie masz prawa do skargi na taki wyrok o którym nic nie wiesz !

      Ba nawet nie masz prawa się o tym dowiedzieć !

      Sam na własnej skórze przerabiam urojony dług i windykatorów już 4 rok !

      Zwykły obywatel jest w sądzie tym który płaci za wszystko !

      Za pomniki Smoleńskie i odszkodowania to płacono z moich podatków,

      a sprawa była od początku jasna - katastrofa nasz wina !

      Bo ktoś nie widział i latał jak dureń,

      a my płacimy podatki na pomnik durnoty narodowej !






    • jassut
       
      Oceniono 120 razy 114  

      Ja, parę lat temu, dostałem wezwanie do Urzędu Skarbowego w Łodzi ładnych 8 miesięcy po tym, kiedy przeniosłem sie do US Piaseczno. Wszedłem do pokoju i pani pół godziny szukała moich danych w komputerze. Nie znalazła, bo nie mogła, bo przeniesione do Piaseczna, o czym w końcu się dowiedziała telefonicznie. Popatrzyła na mnie i zupełnie na luzie oznajmiła, że zaszła co prawda pomyłka, ale przepisy są takie, że skoro już do niej trafiłem, to MUSZĘ dostać mandat. Ale ona w swej łaskawości wypisze mi najniższy - na 600 PLN. Ja tez p…lę taki system. Dodała, że mogę nie przyjmowac mandatu, ale teraz jest ciśnienie i naczelnik się wścieknie. A jak się wścieknie, to ona będzie miała kłopoty i naczelnik zrobi tak, żeby mnie przeswietlili w Piasecznie, a wtedy będzie gorzej. (nie wiem, pisze to drugi raz, bo nie widze pierwszego komentarza, w razie czego, sorry)






    • niedlapoprawnosci
       
      Oceniono 116 razy 112  

      Podsiadło - dzięki. To najlepszy poemat ostatnich lat opisujący działanie obecnego państwa polskiego.






    • saint_just
       
      Oceniono 110 razy 96  

      - Pan się zachowuje gorzej niż dziecko. Czego pan chce? Czy myśli pan, że pan
      szybciej wygra swój ciężki, przeklęty proces dyskutując z nami, strażnikami o
      legitymacji i nakazie aresztowania? Jesteśmy tylko skromnymi funkcjonariuszami nie
      znającymi się na dokumentach, mamy tyle z pańską sprawą wspólnego, że musimy
      przez dziesięć godzin dziennie pilnować pana i za to nam płacą. Oto wszystko, czym
      jesteśmy, tyle jednak potrafimy zrozumieć, że wysokie władze, którym służymy,
      informują się, nim zarządzą aresztowanie, bardzo dokładnie o powodach uwięzienia
      i o osobie uwięzionego. Nie może w tym zajść żadna pomyłka. Nasza władza, o ile ją
      znam, a znam tylko najniższe służbowe stopnie, nie szuka winy wśród ludności,
      raczej wina sama przyciąga organy sądowe, które ją wówczas ścigają, jak mówi
      ustawa, i wysyłają nas, strażników. Takie jest prawo. Gdzie więc może tu zajść jakaś
      pomyłka?
      - Nie znam tego prawa - powiedział K.
      - Tym gorzej dla pana - odrzekł strażnik.
      - Ono istnieje chyba jedynie w waszych głowach - powiedział K. Chciał w jakiś
      sposób wkraść się w myśli strażników, zmienić je na swoją korzyść, zakorzenić się w
      nich. Lecz strażnik odpowiedział surowo:
      - Pan je jeszcze na sobie odczuje.

      Franz Kafka
      Proces






    • wrednylewarek
       
      Oceniono 92 razy 84  

      przepraszam, ale zapomniałem dodać:
      w Konstytucji Republiki Niemieckiej jest przepis, że w przypadku wydania przez Trybunał Praw Człowieka wyroku stwierdzającego naruszenie konwencji przez sądy niemieckie, to sędziowie którzy wydali taki wyrok z miejsca tracą pracę.....bo nie może być sędzią ktoś, kto prawa człowieka narusza - logiczne
      Jak to jest w Polsce ?
      w roku 2010 polski Sąd Najwyższy w pełnym - konstytucyjnym składzie - wydał orzeczenie, że wyroki trybunału są coprawda ostateczne i obowiązujące, ale nie stanowią kasacji w rozumieniu prawa polskiego. Wyjasniam co to oznacza = dla osób nie mających pojęcia o prawie = Czyli jeżeli sądy polskie wydadzą wyrok na pana X , że zamordował i skazują na dożywocie = potem trybunał stwierdzi, że proces był polityczny/sfałszowany/błedny - to oczywiście polska musi zapłacic odszkodowanie, ale facet dalej siedzi w więzieniu a my regularnie płacimy odszkodowanie za kolejny rok odsiadki = ciekawe ? Ale przecież polscy sędziowie to święte krowy......






    • wrednylewarek
       
      Oceniono 77 razy 75  

      przeczytałem komentarze pod artykułem i KREW MNIE ZALAŁA na ten typowo polski sposób myslenia = czyli "sam sobie jest winien bo po co ......?"
      tylko dlaczego Polska od lat bije rekordy europy przed Trybunałem Praw Człowieka w kategorii "niesłusznie skazani i aresztowani" ???? a tamte wyroki to tylko wierzchołek góry lodowej !!! A ja jestem praktykiem i na własne oczy widziałem takie sprawy. Dlaczego dopiero 2 lata temu zlikwidowano przepis o areszcie wydobywczym ? Dlaczego nadal Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej gdzie można zamknąć człowieka bez dowodów = wystarczy "uzasadnione podejrzenie" ? Mogę w każdej chwili pokazać postanowienie sądu okręgowego w Łodzi w sprawie przedłużenia aresztowania, które czarno na białym stwierdza w 1 zdaniu że sąd rejonowy przedłużając areszt naruszył przepisy Kpk , a potem w 2 zdaniu że areszt się przedłuża "bo podejrzany jest o poważne przestepstwa" = znaczy sądy mogą sobie prawo olewać kiedy chcą......
      pamiętam, że w komunistycznej Polsce był przepis, że tymczasowy areszt mógł trwać 2 lata, albo 3 lata za zgodą sądu najwyższego = w obecnej Polsce tego przepisu nie ma = można podejrzanego trzymać aż do śmierci .......i bez procesu ! No to pytam - czy mamy juz państwo policyjne czy jeszcze nie ?






    • grosz-ek
       
      Oceniono 79 razy 75  

      PRL budowano przez 45 lat, a wyszło jak wyszło. 3RP buduje się już raptem 25lat z równie podobnym zaangażowaniem jak PRL. Trzeba naprawdę wielkiego wysiłku, aby zmieniać tak, żeby się nic nie zmieniło.






    • gr_ub_y
       
      Oceniono 50 razy 48  

      3 RP wybebeszona.

      Jej konstrukcja to fundament z goowna.

      Ale poeci zawsze mieli to do siebie, że widzieli lepiej, a w każdym razie wyraźniej.






    Комментариев нет:

    Отправить комментарий